Ordo Templi Orientis

Fetysz. Rytuały. Resocjalizacja: Tożsamość przez stygmat. Autoindukowana schizofrenia. Odgrywanie ról.


Peter-R. Koenig




Fetysz jest to obiekt bądź idea nacechowana magiczną mocą służąca do nawiązania kontaktu z siłą wyższą i doświadczenia iluminacji. Jako że fetysz jest większy od indywiduum, nie posiada jakości sam w sobie, ale odnosi się do setu (stanu psychicznego, nastroju, myśli – przyp. Tłum.). Musi być on regularnie powtarzany, w przeciwnym razie fetysz ulegnie umniejszeniu.  
Fetysz jest środkiem pozwalającym na zachowanie niewybrednych, lubieżnych zachowań. W dyskutowanej sferze korzyści płynące z popędu seksualnego służą odmiennej funkcji – mają umożliwić doświadczenie religijnego oświecenia.



Również Aleister Crowley, założyciel ruchu religijnego, oraz O.T.O. stały się dla wielu fetyszami.  
Grady McMurtry naocznie przystosował się do aspektu „Orientu” w Ordo Templis Orientis. Został członkiem grupy sikhów, założonej przez Siri Singh Sahib Harb Hajan Khalsę, znanego jako Yogi Bhajan. Sikhizm jest religią monoteistyczną utrzymującą niektóre elementy zaczerpnięte z hinduizmu, takie jak reinkarnacja czy karma. System kastowy został odrzucony, podobnie jak idolatria. Sikhów rozpoznać można po turbanach oraz nigdy nie obcinanych włosach i zaroście. Już od XVII wieku sikhowie uważani byli za niezwykle odważnych wojowników – z tego też względu sikhijscy rekruci byli preferowani w Armii Brytyjskiej. Podczas walk o suwerenność Indii sikhowie walczyli po obu stronach. Dziś uważani są za podstawę siły armii indyjskiej. W roku 1984 Indira Ghandi została zamordowana przez odpowiadających za jej ochronę sikhów w ramach zemsty za obrazę Złotej Świątyni w Amritsar, okupowanej przez sikhijskich fundamentalistów domagających się powołania niezależnego państwa sikhów.

Również w tym przypadku przejawia się materialny aspekt osobowości McMurtry’ego, który zaciągnął się do armii i walczył podczas Drugiej Wojny Światowej zarówno w Korei Północnej jak i w Europie. Co więcej, w późniejszej aluzji do listu Crowleya, otrzymanego w 1944 podczas stacjonowania w Belgii, McMurtry oznajmił: „Jestem Kalifem, ponieważ jestem żołnierzem”.[1]  
Crowley natomiast lubuje się w motywach arabskich i muzułmańskich: rytuały, jakie stworzył on dla O.T.O, pełne są postaci jakby wyjętych z Tysiąca i Jednej Nocy. Odgrywane są wielkie ceremonie, przepełnione tajemniczą atmosferą podsycaną przez mieszankę składników – wszystkie środki wykorzystywane przez masonerię od niepamiętnych czasów, oddziałują na zmysły. Niezwykłe insygnia, długie wstążki i czarne habity powiewające podczas uroczystych aktów inicjacji, dziwny stukot, wygłaszane zadania i misje o nieujawnionych celach.
Niekiedy osobom przechodzącym inicjację do O.T.O. zasłania się oczy. Rozwlekłe akty konsekracji, lepkie, słodkawe zapachy, częściowa nagość, patetyczna muzyka – wszystko to stwarza duchotę, przywołując myśl, iż O.T.O. może dotyczyć magii seksualnej. Turbany, namioty i kolumny są częścią tego repertuaru; następuje orientalizacja Zachodu, choć tutaj Orient sprowadzony został do zacofanej tożsamości kulturowej.[2] Podczas innych rytuałów pojawiają się pejcze i broń, skóra, erotyczne zabawki czy mundury. Posiadam film ukazujący obrzęd Crowleya odprawiany przez nowojorski Kalifat. Można zauważyć dodatkowe akcesoria. Kobieta w bikini wykonuje rozwiązły taniec na trumnie, która otwiera się, a ze środka wyłania się osoba całkowicie ucharakteryzowana na nikogo innego, jak na Jezusa Chrystusa.
Rytuały inicjacyjne O.T.O. nie posuwają się dalej ani o krok. To samo tyczy się obrzędów Fraternitas Saturni. Libido koncentrowane jest na secie, tj. na rytuale, w celu podtrzymania emocji nie-seksualnych. Stąd też szczególna uwaga poświęcona rytuałowi inicjacji. I tu znów pojawia się klasyczny stereotyp O.T.O w roli matki, a Crowleya w roli ojca. Członkowie kochają set (tj. rytuały) w taki sam sposób, jak pragną idealnego związku matka-dziecko. Stąd też uderzająco silne uczucie urazy odczuwanej przez ojca, który postrzegany jest jako element agresywny (Crowley lub krytycy, zależnie od punktu widzenia): pojawia się groźba kastracji.

 

Rytuały



  Nie należy lekceważyć znaczenia rytuałów inicjacyjnych, reprezentujących matczyną miłość (zakon – matka i mistrz – ojciec). W celu ich ochrony zabroniona jest przykładowo sprzedaż opisujących te obrzędy, używanych książek w serwisach aukcyjnych czy internetowych księgarniach, która pociąga za sobą konsekwencje prawne. "Fahrenheit 418".[3] Podnosi to dodatkowo aspekt fetyszu – i w konsekwencji podnosi cenę takich publikacji.  
Poniższe fragmenty pochodzą z oświadczenia zgody wymaganego przez Kalifat, umożliwiającego uczestnictwo w rytuałach.

Przyjmuję do wiadomości, że w celu zminimalizowania istniejącego ryzyka nieodłącznego dla specyficznej natury działań [O.T.O – przyp. Tłum.] podejmowane są wszystkie możliwe środki zapobiegawcze z wykorzystaniem właściwego sprzętu i przepisów bezpieczeństwa. Mam świadomość, iż ryzyko to nie może zostać w pełni wyeliminowane. Mam świadomość, że uczestnicząc w ceremoniach inicjacji i innych działaniach Ordo Templi Orientis mogę doświadczać uszkodzeń ciała. Z uwagi na naturę tych działań, obrażenia ciała mogą być zarówno lekkie, jak i śmiertelne. Poniżej wypisano niektóre specyficzne uszkodzenia ciała częste dla tego typu działań:
Zatrzymanie oddechu; zawał serca; wylew; uszkodzenia kręgosłupa i karku (mogące spowodować paraliż); złamania kości; rany cięte i szarpane; krwawienie; uszkodzenia oczu (mogące spowodować ślepotę); drgawki; nieprzytomność; stłuczenia; omdlenia; nagła choroba; skurcze; brak tchu; utonięcie; zarażenie się chorobami zakaźnymi.
Ponadto, istnieje prawdopodobieństwo doświadczenia wypadku czy zachorowania w drodze na lub ze spotkania.    
Mam również świadomość, że jako uczestnik działań Ordo Templi Orientis mogę doznać szkód niecielesnych, łącznie z urazami emocjonalnymi, psychologicznymi i społecznymi, oraz utraty bądź uszkodzenia mojej własności prywatnej. Mam świadomość, iż powyższa lista obrażeń i urazów jest niekompletna i ma jedynie na celu poinformowanie o ryzyku związanym z uczestnictwem w działaniach Ordo Templi Orientis, oraz umożliwienie dokonania samodzielnego wyboru odnośnie przystąpienia, bądź nie przystępowania do Ordo Templi Orientis.


Niniejszym zapewniam, że mój udział w jakichkolwiek działaniach Ordo Templi Orientis jest całkowicie dobrowolny, oraz że jestem całkowicie świadomy potencjalnego ryzyka z tym związanego, łącznie z ryzykiem doświadczenia uszkodzeń cielesnych, urazów emocjonalnych, społecznych i psychicznych, jak również szkód majątkowych i śmierci. Niniejszym akceptuję możliwość wystąpienia każdej z powyżej wymienionych okoliczności.

Wyrażam zgodę na zwolnienie Ordo Templi Orientis, Ordo Templi Orientis U.S.A. oraz ich działaczy, ochotników, oficerów, pracowników i kierowników z odpowiedzialności za poniesione przeze mnie podczas uczestniczenia w działaniach Ordo Templi Orientis uszkodzenia ciała, urazy emocjonalne, społeczne i psychiczne, jak również szkody majątkowe i śmierć. Zobowiązuję się również do zachowania poufności względem procedur prywatnych ceremonii inicjacji religijnej Ordo Templi Orientis i dokumentów z nimi związanych. Niniejszym przejmuję odpowiedzialność za powyższe w zamian za możliwość partycypowania w działaniach Ordo Templi Orientis. Oświadczam, że zapoznałem się z treścią niniejszej umowy, oraz że świadomie zrzekam się praw mi przysługujących. Oświadczam, że jestem osobą pełnoletnią.[4]



Potencjalni kandydaci do inicjacji VI° muszą „bezzwłocznie powiadomić, jeśli którekolwiek z poniższych ich dotyczy”:

  1. Choroby przenoszone drogą płciową, kropelkową, choroby krwiopochodne; zachorowanie na którąś z powyższych chorób od chwili obecnej do czasu inicjacji.
  2. Hemofilia, każdego rodzaju anemia lub hipoglikemia.
  3. Zakaz spożywania alkoholu (z jakiegokolwiek powodu).
  4. 4.Zażywanie jakichkolwiek leków w czasie inicjacji (dotyczy zwłaszcza środków przeciwkrzepliwych lub powodujących niepożądane efekty uboczne po zażyciu z alkoholem).



Powstaje zatem pytanie odnośnie niebezpieczeństwa, jakie stwarzają obrzędy O.T.O., nieszkodliwe same w sobie, np. płytkie nacinanie skóry, przywodzące na myśl zwyczaje praktykowane przez skautów. 
W roku 2005 podjąłem dyskusję na ten temat z Billem Heidrickiem. Twierdził on, iż w przypadku pojawienia się podczas inicjacji zagrożenia psychologicznego, rytuał należy natychmiast przerwać i szukać profesjonalnej pomocy. Wtrąciłem o wspomnieniach dotyczących tortur czy przemocy, jakie inicjacja może przywołać u członków, którzy przebywali w strefach działań wojennych. Wskazałem również na fobię – uczucie nieprzemijającego strachu, nieznajdującego przyczyny w rzeczywistości, wywoływanego szczególnymi sytuacjami czy obiektami, jak również na zespół stresu pourazowego (PTSD), który każe osobom cierpiącym na tą przypadłość przeżywać ponownie, raz za razem, chwile grozy spowodowane doświadczonym w przeszłości śmiertelnym strachem. Zapytany o to, czy inicjatorzy rytuału są przeszkoleni w wystarczającym stopniu, by zauważyć u kandydatów sygnały świadczące o zagrożeniu psychologicznym, bądź czy są oni wyposażeni na wypadek wystąpienia nagłego wypadku podczas rytuału, mój rozmówca odpowiadał wymijająco. Stwierdził jedynie, że w sumie rzeczy wypadki takie są „oczywiste”, nalegając jednocześnie na zmianę tematu.
Kilka lat temu w Niemczech kobieta irańskiego pochodzenia przechodziła inicjację do O.T.O. Podczas rytuału doświadczyła nagłego ataku wspomnień – przypomniała sobie, że w ojczyźnie była torturowana.[5] Przypuszczalnie rytuał ten (I°) wymagał siedzenia w ciemności w wodzie, w celu narodzenia się na nowo. Czynności natychmiast przerwano. Podobne historie opowiadają członkowie, którzy służyli podczas wojen w Iraku czy na Bałkanach. Mówimy tu o objawach zespołu stresu pourazowego. W Kalifacie istnieją dwie opinie na ten temat: Heidrick ogólnie przypisuje rytuałom inicjacji charakter terapeutyczny, argumentując, iż obrzędy te zostały stworzone przez masonów “w bardzo trudnych czasach historycznych”. Inni członkowie wysokich stopni przyznają jednak, że rytuały inicjacji nigdy nie przyniosły terapeutycznych efektów. Wprost przeciwnie: „Znam dziesiątki straszliwych przypadków osób przechodzących inicjację, trwających w przeraźliwych wspomnieniach. W niektórych przypadkach terapia rzeczywiście może być potrzebna.”[6]

W 2008 Kalifat wyraził zgodę, by przynajmniej zapoznać kapłanów i kapłanki służących podczas Crowleyowskich Mszy Gnostycznych z zasadami diagnostyki psychiatrycznej, jak również z podstawowymi metodami oceny chorób psychicznych i problemów z uzależnieniem narkotykowym. Rozważa wprowadzenie "środków pomocnych podczas interwencji w sytuacjach kryzysowych, grup wsparcia, rozwiązywania konfliktów i problemów natury seksualnej." W tym celu Gildia Psychologii O.T.O. stwarza tzw. Pasterskie Warsztaty Pomocy Terapeutycznej (ang. Pastoral Counseling Workshops).[7] Oczywiście o nagłych wypadkach powiadamiana ma być policja.  
W rytuałach inicjacyjnych O.T.O. pojawia się element picia krwi, rzekomo praktykowany w pewnych masońskich obrzędach wyższego stopnia przynajmniej do 1932 roku. Jeśli wierzyć masonowi Karlowi R.H. Frickowi, osoba mająca przejść inicjację XI°,[8] Wysoce Oświeconego Wybrańca w systemie Wielkiej Państwowej Loży Masońskiej Niemiec, w istocie piła z niewielkiej, kryształowej butelki krew z naciętych kciuków swoich braci.[9]
W rytuale O.T.O. III° kandydat upija z kielicha niewielką ilość krwi z laudanum. W rytuale Rycerzy Wschodu i Zachodu (rodzaj stopnia pośredniego między IV° a V°) należy opryskać kroplami krwi kawałek materiału. Z kolei przy obrzędzie inicjacji VI° ramię adepta zostaje nacięte krzyżem Św. Andrzeja, krew zaś zebrana w kielichu. Przy V° na klatce piersiowej kandydata zostaje wytatuowana róża.  
Istnieją thelemickie rytuały krwi poza kontekstem O.T.O. Crowley stworzył Mszę Feniksa. Z uwagi na aluzję tyczącą się Chrześcijaństwa, Thelemici odcinają się od terminu „Czarna Msza”, będącego ledwie uwłaczającą Katolickiej Mszy parodią, jednak według mnie Msza Feniksa od tej drugiej różni się tylko o włos.


O Dziecię,
Święte Twe imię i nieskalane!
Rządy Twe pewne; wola spełniona. 
Oto jest chleb, a oto krew. 
Unieś mnie poprzez noc ku Słońcu! 
Zbaw mnie ode złego i dobrego!  
Albowiem Ty jeden królujesz nad wszystkimi Dziesięciu
W tej chwili i tutaj bądź moje. AMEN.


 

Następnie należy rytualnym nożem naciąć na klatce piersiowej magiczny znak, przycisnąć doń ciastko światła, sporządzone według receptury seks-magicznej. Gdy ciastko nasiąknie krwią, należy je zjeść.


Ten chleb spożywam. Tej przysiędze ślubuję
Płonąc cały w modlitwie:
„Nie ma łaski: nie ma grzechu:  
Oto jest Prawo; CZYŃ SWOJĄ WOLĘ!”
[10]


W kolejnych rytuałach Crowleyowskich pojawia się więcej krwi i spermy, co również nie ma zbyt wiele wspólnego z O.T.O. , np. Liber LXVI Stella Rubeae.[11] 
Co więcej, wizualne fetysze związane z seksualnością przyciągają uwagę. Czy sperma nie wygląda poniekąd jak ektoplazma – coś niewytłumaczalnego, wyciekającego z otworów ciała na starych fotografiach?
Innym, również często występującym elementem są relikwie. Relikwie I stopnia są częściami ciała świętej osoby, relikwie II i III stopnia zaś to rzeczy, jakie niegdyś należały do niej, lub z którymi osoba taka miała styczność za życia. Kiedyś pojawił się nawet pomysł splądrowania grobu założyciela O.T.O., Theodora Reussa, w celu pozyskania jego czaszki jako potężnej magicznej relikwii.[12] W muzeum O.T.O. w Szwajcarii, za szklana szybą podziwiać można przedmioty należące niegdyś do Hermanna Josepha Metzgera – pluszowego misia, buty, talerze, fez, czy też czarodziejską różdżkę, jakiej używał na scenie.  
Inny rodzaj fetyszyzacji pojawia się tam, gdzie tzw. „Satanizm” i Crowley są rzutowane na miszmasz setu złożonego z profanacji cmentarzy, rytualnych przestępstw, Heavy Metalu i Black Metalu. Taki typ fetyszyzacji jest szczególnie ceniony w „mainstreamowej” kulturze: samozwańczy eksperci, dziennikarze i ich w większości niedoinformowana publiczność rozkoszuje się takim fetyszem. Zabawa fantazjami o brutalnych obrzędach, a w szczególności krwawych rytuałach śmierci jest niezwykle popularna. Rzecz jasna, w ich oczach perspektywa wynikającego z tego skandalu sama w sobie staje się fetyszem.  
Ocieramy się w tym miejscu o trzeci temat – formowanie się tożsamości przez stygmat. Teraz jednak przez krótką chwilę skupimy się na zgoła innym zagadnieniu:

 

Autoindukowana schizofrenia



…czyli „Dźwięk i Wizja w Transie” (ang. „Sound and Vision in Trance”), choć nie jestem przekonany do tego wyrażenia, jako że przywołuje ono wspomnienie nazistowskiej ideolog Mathilde Ludendorff, która w 1933 przekonana była, iż znalazła gniazdo „Obłędu Indukowanego przez Okultystyczne Nauki” w O.T.O.[13]  
Po krótce: wielu okultystów, głównie zwolenników Crowleya, próbowało stworzyć bądź nawiązać kontakt z nowymi czy też alternatywnymi rzeczywistościami. Okultysta pochłonięty autoindukowaną schizofrenią sam w sobie na siłę wywołuje objawy klasycznej schizofrenii w nadziei na zostanie homo superior. Similia similibus curantur.
Słowa-klucze: objawy podobne do symptomów psychozy afektywnej, endogennej depresji, chorób mózgu czy psychoz związanych z epilepsją płatu czołowego.  
Na celu jednak nie są przede wszystkim wewnętrzne zaburzenia psychologiczne, właściwe dla klasycznej schizofrenii (np. zaburzenia myślenia, słabość ego, nagły napływ procesów pierwotnych, itp.), ale procesy oddziałujące na wzorce relacji zgodnie z intencją okultysty, gdyż wszystko musi dziać się „podług Woli.” Okultyści chcą doświadczać wizji i słyszeć głosy. Zdają się nie przebierać w środkach – korzystają z substancji odurzających, jogi, czy każdego innego środka zmieniającego lub poszerzającego świadomość.[14] Wykształcają pragnienie doświadczenia głosów i wizji, które zupełnie ich pochłania.  
Przejdźmy zatem dalej, zostawiając wzorce relacji, na których oparte jest życie autoindukowanego schizofrenika, Kabałę, złudzenia, że wszystko jest ze sobą połączone, że wszystko jest tym samym. Autoindukowani schizofrenicy chcą żyć w świecie, w którym sekwencja wydarzeń rozwija się w sposób czyniący ich niezwykłą formę komunikacji zrozumiałą, a co za tym idzie – umożliwiający im znalezienie partnerów w komunikacji. Autoindukowana schizofrenia w końcu z założenia ma jakiś sens. Co więcej, osoby takie chcą dzielić się codziennymi doświadczeniami, przykładowo kabalistyczną zbieżnością sugerującą jedność obcej formy życia i pomidora (z racji dzielonej przez terminy „pomidor” i „obcy” kabalistycznej wartości numerycznej).
Naturalnie postawa taka prowadzi do zaburzenia komunikacji z osobami niepraktykującymi podobnych działań, np. niezajmującymi się okultyzmem. Wciąż pozostaje jednak chęć bycia w jakiś sposób połączonym z resztą świata, co prowadzi do resocjalizacji poprzez budowanie tożsamości w oparciu o stygmatyzację.



Resocjalizacja. Tożsamość przez stygmat



Tutaj przybliżona zostanie rola przypisywana okultystom przez społeczeństwo, dla którego ci pierwsi staja się Satanistami, wyrzutkami czy lunatykami. Dla środowiska akademickiego stają się oni królikami doświadczalnymi, dla ekspertów i dziennikarzy – niebezpiecznymi jednostkami, dla reszty społeczeństwa zaś – niezrozumiałym zagrożeniem. Każda osoba zajmująca się okultyzmem jest świadoma powyższych naznaczeń w mniejszym bądź większym stopniu, dlatego też bardziej lub mniej świadomie utożsamia się ona z nimi, lub podejmuje karkołomne próby przeciwstawienia się przypisanej roli. Jednak takie „odcięcie się” dla okultysty jest równie niemożliwe, jak dla Crowleya i Thelemy niemożliwe jest całkowite odcięcie się od Chrześcijaństwa.    
Wkrótce po zaakceptowaniu roli, gdy instytucjonalizacja i formalizacja zaczynają współtworzyć doświadczenie, nasila się trend izolacji życia okultysty. Rytuały umacniają poczucie wyobcowania – proces ten zachodzi wraz z wymuszoną przez społeczeństwo adaptacją, bądź nawet sam zamienia się w substytut takiej adaptacji. W konsekwencji efekt echa zaczyna rzutować na okultystów i społeczeństwo, i zarówno oni, jak i ich krytycy, zaczynają stanowczo się sprzeciwiać.
Im wyższa domniemana liczba istniejących gdzieś okultystów, tym ważniejsza i bardziej przekonująca według ekspertów i dziennikarzy jest ich własna tożsamość, i vice versa. W basenie przekonań o urojonych spiskach prawda zanika w wodnym wirze zmanipulowanej informacji, który brany jest za stały grunt. Z uwagi na coraz to bardziej surowe i nieprzejednane podejście oraz brak kompromisów obie strony zdają się zupełnie skostniałe. Rytuały O.T.O. wydają się niedorzeczne i nieważne, a eksperci i dziennikarze – fanatyczni i uporczywi (z wyjątkiem tych, którzy praktykują okultyzm w domowym zaciszu, pielęgnując swoją religię z uwagi na „mainstream” czy też środowisko naukowe).
W 1994 roku Claudia Kowalchyk rozpoczęła badania nad nowojorską lożą O.T.O.. Po roku, gdy badania dobiegły końca, określone zostały jako „Studium dwóch 'dewiacyjnych' grup religijnych: Zborów Bożych oraz Ordo Templi Orientis”. Zauważmy jednak, iż badanie to dotyczy jedynie Kalifatu z Nowego Jorku. Jego wynik podsumować można stwierdzeniem, że członkowie w przeważającej części są mężczyznami rasy białej, bezdzietnymi, z wyższym wykształceniem, pochodzącymi z Katolickich domów. Średnia wieku wynosi 36 lat, a średni czas przynależności do O.T.O. – ledwie sześć i pół roku. Niektóre z członkiń, cierpiących na zaburzenia powstałe w wyniku doświadczenia przemocy na tle seksualnym, przyznają, że tylko w O.T.O. czują się rozumiane. Dla wielu członków, którzy doświadczyli ciężkiego dzieciństwa, O.T.O. jest swoistą terapią. Niektórym udaje się zerwać z nałogiem wyłącznie dzięki wpływowi O.T.O. Takie wnioski nasuwa lektura pracy Kowalchyk, według której optymistyczne nastawienie Thelemitów złagodziło cierpienie spowodowane lękami egzystencjonalnymi[15]. W miejsce uczucia izolacji od społeczeństwa, członkostwo w O.T.O. oferuje swojego rodzaju ochronę wewnątrz stygmatu. Z kolei nonkonformizm działa niczym tarcza przeciw stygmatowi. Jako społeczna nisza, O.T.O. pozostaje częścią społeczeństwa, a piętnujący postrzegani są przeze jego członków jako jednostki podrzędne, niższej wartości, niezależnie od tego, czy są nimi władze, media czy też koledzy z pracy.[16]
Według badań przeprowadzonych przez Kowalchyk, O.T.O. przemawia przede wszystkim do młodych ludzi z trudnych rodzin, mających trudne relacje i uzależnionych od narkotyków, którzy chcą prezentować się jako buntownicy z wyboru, choć funkcjonują zgodnie z prawami ustanowionymi przez władze.  
Przyłączenie się do O.T.O. mogłoby zaspokoić chęć przyjęcia roli wyrzutka, lub też potwierdziłoby taką tożsamość.[17] Interes publiczny odnośnie działań O.T.O. przejawia się w niezliczonych publikacjach wytykających antydemokratyczne i antysemickie hasła, pojawiające się przykładowo w pracach Crowleya, jak również stwierdzenia naruszające „religijny spokój”. Niektóre elementy odgrywanych obrzędów, jak na przykład ukrzyżowanie żaby nakazane przy rytuale inicjacji VI°, mogą naruszać prawa zwierząt. Propagując dziwaczne i egzotyczne narkotyki, „biblia” Crowleya co najmniej kwestionuje prawo karne większości państw, natomiast spożywanie ciastka światła zawierającego świeżą krew nagina restrykcje ograniczające rozprzestrzenianie się chorób zakaźnych. Co gorsza, niektóre teksty popierające całkowitą rozwiązłość seksualną, łącznie z tymi odnoszącymi się do edukacji seksualnej dzieci,[18] dają początek fantazjom o aktach seksualnych zabronionych przez większość systemów sądowniczych.
Kowalchyk przekonuje też, że Thelema sprawdza się częściowo jako efektywna terapia w szeregu problemów. Członkowie pochodzący z trudnych środowisk mogą w krótkim czasie zdobyć władzę, jak również odnaleźć się we wspólnocie podobnych im wybrańców. Otrzymują potwierdzenie czegoś, czego byli poniekąd świadomi od wczesnych lat dzieciństwa – przynależności do czegoś lepszego, specjalnego, wyższego, wyjątkowego. Przynależność do zakonu napawa ich dumą. Tego typu stygmat wspólnoty O.T.O., przez nią sama wybrany, jest wciąż kultywowany. Rola jednostki niezrozumianej i wykluczonej wciąż przynosi radość, a wizerunek nonkonformisty zbuntowanemu przeciw normom społecznym wciąż jest pielęgnowany. Podczas codziennej pracy osoba taka gryzie się w język, gdy jest besztana przez szefa. W domu – w świątyni – pozbywa się ona problemów życia powszedniego, zaklinając je podczas magicznych rytuałów, lub omawia je z nadnaturalną istotą, ofiarującą w zamian tajemnicze słowa.[19]  
Według mnie koncept Thelemy przyciąga ludzi przesadnie pozytywnym auto-obrazem, skłonnością do mamienia samego siebie (homo est deus) oraz dążeniem do perfekcji o wojennym zabarwieniu (przetrwa tylko silniejsza wola).[20]





Osnuta tajemnicą rzeczywistość, w której trwa wielu Thelemitów – ich społecznie i kulturalnie ograniczone otoczenie – zmusza do identyfikowania się z Crowleyem, któremu nie sposób przypisać koherentnej osobowości.   Identyfikacja z założycielem religii, której biblia nakazuje spożywanie „wina i dziwnych narkotyków”, człowiekiem czerpiącym religijną radość z konsumowania spermy w saunie, karmi się indywidualnymi, życiowymi doświadczeniami jednostki, obfitującymi w problemy związane z seksem, narkotykami i jaźnią. Podobnie jak niektóre inne, nieopisywane tu religie, terminologia thelemickiego światopoglądu wskazuje jako cel eliminację racjonalnego myślenia, myślenia dostosowanego do społeczeństwa. Wydaje się niemal, że kamuflaż ten jest rzeczywistym znaczeniem słów „metoda nauki, cel religii”.




Idea terapii w kontekście O.T.O., jeśli w ogóle, może dotyczyć adaptacji do normy społecznej.



Thelemici O.T.O. mówią o rodzinie,[21] obowiązku, przywilejach i potrzebie uczynienia świata lepszym miejscem (głównie poprzez jak największą ilość seksu, jak osobiście poinformował mnie okultysta IX°). Skąd więc to jakże żywe zainteresowanie Thelemitów przywoływaniem demonów, czy zupełnie martwymi Bogami Egipskimi? Czemu odprawiają oni rytuały przywołujące na myśl wyczyny dzieci z Rodziny Addamsów?
Wszystko to zdaje się dotyczyć stereotypów.[22] Podziwiany przez Thelemitów Nietzsche ganił w kulturze Zachodu właśnie wypełnianie pustki w danej kulturze egzotycznymi zwyczajami, sztuką, filozofią, nauką i religią. Okultyści są wędrownymi encyklopedystami w swoim własnym wszechświecie.
Gdziekolwiek pieniądze i dobra materialne przestają liczyć się jako kapitał, zwiększa się znaczenie wiedzy na temat technik okultystycznych. Thelema jako złożony i elitarystyczny system schlebia inteligencji Thelemitów, wywyższając ich status, jak i samopoczucie – niekoniecznie w oczach niezainteresowanego ogółu, lecz między nimi samymi, oraz w szerzej pojmowanej, okultystycznej społeczności, która nie składa się w końcu z samych tylko Thelemitów. Nowoczesny okultyzm jest produktem mass-mediów, a każdemu stwierdzeniu dotyczącemu okultyzmowi przypatrują się nie tylko okultyści, ale również ich obserwatorzy. Dlatego też wszystkie działania zawierają element nieustannego flirtu z ideą publiki i auto-obrazu.
Zajmując się stylem życia i motywacją okultystów, naukowi fetyszyści często wyłączają kwestie związane z seksualnością czy narkotykami. W ten sposób obserwatorzy sekt i naukowcy uczestniczą wraz z magami seksualnymi i Gnostykami spermy w spychaniu seksualności z powrotem do podświadomości. Powstała w ten sposób irracjonalność zostaje zwolniona od refleksji, jako że irracjonalne koncepty omijają przepisy środowiska akademickiego.[23]


Obserwatorzy sekt, często będący samozwańczymi naukowcami, mają możliwość wyboru z szerszego wachlarza ról oferowanych przez społeczeństwo. Oni jednak też muszą odsuwać groźbę seksualności w podświadomość. Wydaje mi się, że jest ona zastępowana tzw. Satanistycznością.
Działanie takie, tj. kształtowanie megalomańskich idei i złudzeń wielkości, nie tylko daje początek manipulacji wyobrażeniami, ale może nawet skutkować przekazaniem pisania badań osobom wtajemniczonym.
Ale ktoś przecież musi ubrudzić sobie ręce. Tak też stało się z wydawcą encyklopedii Biskupów Gnostycznych – jego odpowiedzi na moje pytania dotyczące treści, początkowo coraz bardziej wykrętne, stały się wręcz dziwaczne, aż w końcu poddał się i przyznał, że cała publikacja była dziełem jego studentów.  
Inna osoba, w odpowiedzi na moje pytanie, czy czytała mój tekst:[24] „Nie, z przykrością muszę stwierdzić, że nie czytałem Pana książki, ale przynajmniej ją zakupiłem, a to ważne (dla wydawcy).” Osoba ta opublikowała pokaźnej długości recenzję dotyczącą tejże książki.

Wydaje się więc zupełnie normalne, że recenzje czy przedmowy pisane są w ramach przysługi, choć prywatnie autorzy tych tekstów przyznają się, że nie są zainteresowani tematem, bądź zaprzeczają temu. Znany mi jest przypadek sławnego profesora, który użyczył swojego imienia w zamian za pokaźną sumę w celu dodania prestiżu pewnej współczesnej, acz przeciętnej publikacji.  



Odgrywanie ról



W tym miejscu chciałbym zilustrować role wyznawców. Zacznijmy od pracy Leo Navratila dotyczącej schizofrenii i sztuki (Alfred Bader und Leo Navratil: "Zwischen Wahn und Wirklichkeit", Verlag Bucher, Luzern / Frankfurt 1976). Tu i ówdzie opisuje on pacjentów żyjących w odmiennym systemie religijnej percepcji i samoodniesienia. Ma to niewiele wspólnego z anamnezą czy oceną danego przypadku. Aspekt religijny jest ledwie przypuszczalnym wyrazem zaburzenia, nie zaś samym zaburzeniem. Zajmując się ofiarami przemocy rytualnej, należy wystrzegać się uosabiania wyrazu zaburzenia (w istocie rekompensaty mającej przywrócić najlepszy możliwy porządek) z samym zaburzeniem – podobnie jak rysunek autorstwa schizofrenika nie jest samą chorobą. Przykładowo: w stanie psychozy osoba cierpiąca na schizofrenię tworzy rysunek przedstawiający Brigitte Bardot, będący kopią zdjęcia w magazynie. Nie ma tutaj żadnego znaczenia, co obserwator myśli o Bardot: nie jest ona ani przyczyną schizofrenii, ani bodźcem powodującym stan psychozy, ani też samym zaburzeniem.
Jednak niektórzy eksperci i dziennikarze ulegają pomyłkom dokładnie tego rodzaju. Nie zdają sobie sprawy, że zaburzenie psychiczne ujawnia się w różny sposób, ale raczej biorą sam wyraz za przyczynę odmiennego stanu – choć w rzeczywistości może być on konsekwencją doświadczonego urazu. Wyraz nie jest dowodem rodzaju przeżytej traumy. Nie świadczy też o tym, by trauma ta została wywołana przez „Satanistów”. Zadaniem ekspertów jest przedstawienie faktów dotyczących Brigitte Bardot, czy też O.T.O., zadaniem dziennikarzy zaś – wolne od uprzedzeń zrelacjonowanie wydarzenia. Policja i organy sądowe odpowiadają natomiast za badanie zbrodni. Jeśli istnieją powody przypuszczać, że takowe miały miejsce.




Przypisy



[4] „Świadoma zgoda i zwolnienie z odpowiedzialności” (wersja z 13 kwietnia 2011). Małe dzieci nie mogły ubiegać się o członkostwo w O.T.O. Zakaz inicjacji dzieci wynikał z ich braku doświadczenia pełnego dzieciństwa. Dla nich odprawiane rytuały byłyby ledwie pewnego rodzaju wycieczką z rodzicami, przez co obrzędy straciłyby swój prawdziwy charakter inicjacji.


[5] Podobnie jak liczne rytuały masońskie czy też pseudo-masońskie, także rytuały O.T.O. autorstwa Crowleya zawierają przysięgi śmierci i elementy, które można opisać jako „straszne”, czy określić mianem „psychodramy”, na które celebrujący mają reagować „zaraźliwym śmiechem”. Nieopatrzony datą e-mail Williama Heidricka, który również lubi wskazywać na astralne i karmiczne następstwa złamania przysięgi – mając na myśli bolesną śmierć Karla Germera (https://www.parareligion.ch/sunrise/book.htm).


[6] Jerry Cornelius, email z dnia 15.10.2005.


[7] „Neshamah” I;2, Sacramento, marzec 2008 r. oraz David G. Shoemaker, „An Introduction to Pastoral Counseling in E.G.C./O.T.O. Settings”. http://lib.oto-usa.org/, Agapé, tom 10;1.


[8] Inna niż IX° O.T.O.


[9] Karl R.H. Frick: „Das Reich Satans. Satan und die Satanisten 1”, Graz 1982, str. 224 i kolejne.


[10] http://www.czarymary.pl/liber_xliv.html.


[11] Poniższa wytyczna dla odprawienia obrzędu, napisana w 1913, zawiera zakończenie wyjęte, jak się zdaje, z kontekstu: „Żaden dźwięk nie zostanie usłyszany prócz tego lwiego ryku rozkoszy; tak, tylko ten lwi ryk rozkoszy.” (http://sacred-texts.com/oto/lib66.htm — j. angielski). Powyższe odnosi się albo do pozycji lwa w Hathajodze („Simhasana”), albo jest też ironiczną aluzją pod adresem Pierwszego Listu Św. Piotra: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć.” (Biblia Tysiąclecia, 1 Piotr 5:8).


[12] „Wciąż próbujemy odnaleźć miejsce pochówku T. Reussa”, „(…) jeśli uda się odnaleźć jego grób, odzyskać czaszkę i jakieś kości, i zwrócić je Wielkiej Loży, na zakon spłynie wielka moc” — Z listów Christophera Dietlera (zwanego też Bratem Zardozem) do Waltera Jantschika (odpowiednio 2.06.1983 r. i 18.03.1983 r.).


[13] Krytykując listę świętych cytowaną podczas Mszy Gnostycznej Crowleya, Ludendorff porusza również kontekst fetyszyzmu: „Należy w tym miejscu jedynie nadmienić – jak we wszystkich naukach okultystycznych, tak również tutaj – że osoby zdumione wstrętnymi, bezwstydnymi okultystami, jak i nonsensem pokornieją, słysząc nazwiska wielkich ludzi przeszłości, którzy prawdopodobnie byli członkami zakonu. Tak samo jak w przypadku Kościoła Chrześcijańskiego i Masonerii, tak i tutaj wytyka się im to samo: „Czy pragniesz być większy niż oni, mądrzejszy, niż ci wielcy ludzie, którzy w to wierzyli? pytają kapłani. Przekonanie to ma na celu potwierdzić powyżej wspomniana lista. Przeważnie ofiara zaczyna pokornie wątpić w swoje własne wartości, nie śmiejąc podważyć nauk, w które tak wiele znakomitych osobistości wierzyło. Tak więc, podobnie jak w lożach masońskich, tak i w O.T.O. nazwiska wielkich są dumnie prezentowane na liście członków. Nie wykluczone, że niektóre z tych osób nigdy w istocie do O.T.O. nie należały, bądź zostały wprowadzone w błąd, a złożywszy przysięgę, nie mogły żądać „wymazania swojej godności ze wspomnianej listy (co też rzadko jest przez sekretne zakony praktykowane). Przed rozpoczęciem bluźnierczej komunii, mistrz wymienia wielkich mędrców ubiegłych wieków, którzy rzekomo należeli do zakonu. Wśród niemieckich członków widnieją „Wolfgang von Goethe, Ludwik, Król Bawarii, Richard Wagner, Ludwig von Fischer, Friedrich Nietzsche. Oczywiście wspólnota nie jest w stanie określić, gdzie pojawia się kłamstwo, podziwiając samą siebie za tak znamienite towarzystwo. To zaś ma decydujący wpływ na umocnienie sztucznie zniesmaczonych wiernych w błędzie, bowiem teraz w głębi ich dusz mieszają się mądrość i nonsens. To, co wcześniej uważali za nonsens, teraz postrzegają jako rzecz mądrą; to, co było rozważne, jasne i mądre, wydaje im się teraz bezwartościową, fałszywą doktryną. A to właśnie jest celem tych, którzy świadomie ogłupiają ludzi! Doprawdy, opłaciło się mamić mędrców przeszłości opowieściami o zupełnie odmiennych naukach i celach, by wciągnąć ich do zakonu – tak, jak to uczyniono między innymi z Fryderykiem II Wielkim, Johannem Fichte, Gottholdem Lessingiem czy Mozartem, którzy zostali zwabieni do loży by później swoje wielkie rozczarowanie zachować w ostrożnym milczeniu!”, przedruk, I wydanie 1933, Pähl, 1970, str. 90.


[14] Uwalnianie silnych emocji, hiperintensywne czynności, stymulacja sytuacyjna (religijne i seksualne akcesoria) odpowiadały za zwiększenie orientacji temporalnej w teraźniejszość, jednocześnie zmniejszając orientację przeszłościową i/lub przyszłościową.


[15] Podobne badania w obszarze niemieckojęzycznym przeprowadził Gerhard Mayer na zlecenie Instytutu Badań nad Obszarami Granicznymi Psychologii i Zdrowia Psychicznego. Patrz: Mayer, G., Arkane Welten. Biografien, Erfahrungen und Praktiken zeitgenössischer Magier, [w:] „Beiträge zur wissenschaftlichen Erforschung aussergewöhnlicher Erfahrungen und Phänomene” tom 6, Würzburg 2008. Termin „Graniczne Rejony Psychologii” (niem. „Grenzgebiete der Psychologie”) został stworzony przez Oscara Schlaga (https://www.parareligion.ch/schlag.html oraz https://www.parareligion.ch/sunrise/schlag1.htm).


[16] Nisze w społeczeństwie, takie jak alternatywne religie, gdzie mogą określić swój ekonomiczny, kulturalny i społeczny status, zajmowane są przez nowoczesną bohemę, samozwańcze elity i buntowników z wyboru.


[17] „Okultysta pragnie władzy nad światem, miotając się między chęcią destrukcji kultury (poprzez opór wobec panującej moralności) a pragnieniem zachowania kultury elitarnej i masowej (jako że potrzebuje ich magicznych tradycji). Nie ma dla takiego totalitarnego żądania żadnej alternatywy, dlatego też okultysta trwa w ambiwalentnym stanie pomiędzy transcendentnie poszukiwaną kulturalną antycypacją a jej przeciwieństwem – nadzieją na zniszczenie istniejącej kultury.” (https://www.parareligion.ch/ecstasy.htm)


[18] „Co więcej, Bestia 666 [Crowley] radzi, by wszystkie dzieci od niemowlęctwa przyzwyczajać do bycia świadkiem każdego rodzaju aktu seksualnego,” I. Regardie, The Law is for All, Arizona 1975, str. 114 (http://hermetic.com/legis/new-comment/).  
„Pozwólcie dziecku nauczyć się być samym sobą. Ci, którzy szkolą dzieci wedle standardów deformują je i zniekształcają,” A. Crowley, On the Education of Children, [w:] „The Revival of Magick”, Tempe 1998. (sekhetmaat.com/wiki/Documents/On_the_Education_of_Children)
Crowley o chłopcu: „Doświadczając orgazmu, przyjmuje chrzest”, „Nie będzie dla nas grzechem to, że wypieprzyliśmy męski tyłek”, „Gdy kapłan wpycha swój tyrs między chłopięce pośladki, Wszystko zostaje dokonane; przybądź, Święta Gołębico!”, The Equinox IV;2, Maine 1998, str. 405.


[19] Patrz: „SATAN – Jünger, Jäger und Justiz”, Andreas Huettl i Peter-R. König:, Grosspösna 2006, (https://www.parareligion.ch/hispeed/english.html) str. 267: Kowalchyk nie jest członkiem zakonu. Warunkiem rozpoczęcia jej badań było uzyskanie przez członków O.T.O. od ich mistrza, Williama Breeze’a, pozwolenie na rozmowę z Kowalchyk. Procedury podjęte przez nią miały typowy charakter: bywała na spotkaniach loży, regularnie przeprowadzała wywiad z członkami i porównywała wyniki badań z danymi dotyczącymi innej „dewiacyjnej grupy religijnej”, zrzeszającej chrześcijańskich fundamentalistów. Oczywiście można przyjąć, iż obecność Kowalchyk miała znaczny wpływ na zachowanie członków O.T.O. Sam setting wywierał znaczny wpływ. Mamy tu zmarginalizowaną, specjalną grupę religijną, poddawaną oficjalnym badaniom naukowym; grupę, której członkowie poddani są tak wielkiej presji, że muszą prosić swojego Patriarchę i „Świętą Wysokość” o pozwolenie. Z całą pewnością nic, co okazałoby się szkodliwe dla obrazu grupy, a co mogłoby zostać odnotowane przez naukowca, nie będzie miało miejsca. Większość naukowców podejmujących temat Crowleya czy O.T.O. nie dysponuje faktami dotyczącymi spraw wewnętrznych zakonu, ale raczej prowadzi powierzchowne rozmowy z członkami na temat publikacji dostępnych w księgarniach, dostępnych również dla osób nie będących członkami zakonu. Oczywiście wszystkie poszlaki dotyczące seksu i narkotyków po prostu znikają bez śladu. – To, co zdumiewa więc podczas lektury wspomnianego badania, to pominięcie kwestii konsumpcji narkotyków, jak również brak dyskusji na tematy seksualne. Badanie autorstwa Kowalchyk ukazuje daną grupę Thelemitów jako sztywnych nudziarzy używających osobnych pomieszczeń w celu przebrania się w rytualne szaty. Nie zgadzam się również z Kowalchyk w innej kwestii – chodzi mianowicie o podkreślane przez nią optymistyczne nastawienie do życia Thelemitów. Ja patrzę na ten aspekt z zupełnie innej perspektywy. Według mnie, Thelema niesie w sobie głęboki pesymizm. Konserwatywne, surowe prawa nadają jej charakter somatofobiczny, jest ona fatalistyczna w wierze w nieznane i niezmierzone czyny bogów, a oferuje zaledwie krótkotrwałą i ograniczoną symulację dobrego nastroju. Co ma się myśleć o wolnym seksie, kiedy każdy orgazm musi być „podług Woli” i musi być – bądź jest – doznawany jako akt religijny? Jaką przyjemność daje doświadczanie ciała, kiedy myśli skierowane są podczas orgazmu ku magicznym celom?


[20] Przykładowo: „Słabi, nieśmiali, niedoskonali, strachliwi, ubodzy i płaczliwi – oto moi wrogowie, których zniszczę”Liber Tzaddi, 25, (http://www.sacred-texts.com/oto/lib90.htm – j. angielski).


[21] Szwajcarski odłam O.T.O. uważany jest za przeszkodę. W Kalifacie tradycyjna rodzina omawiana jest pod względem seks-rytuałów: „Okazjonalny [sic] seks zależy, rzecz jasna, od samych uczestników. W niektórych przypadkach brakować może oficerów; jednak, jak pokazuje ludzka natura, małżonkowie czy pary pozostające w związkach monogamicznych stanowią zagrożenie dla stabilności zarówno rodziny jak i oficjalnego ciała. Dogodniej jest dobierać oficerów z różnych rodzin (…). Doradztwo w sprawach małżeńskich to nieodpowiednie zajęcie, po prostu wścibstwo.” – „Magickal Link” III;3, Berkeley, marzec 1983.


[22] W tym miejscu umyślnie wykluczyłem Tyfoniczne O.T.O, w którym brak tytułów, hierarchii czy zinstytucjonalizowanych obrzędów, nie występuje też kult jednostki.


[23] W tym samym okresie, kiedy okultyzm zaczął rozprzestrzeniać się wśród pracowników akademickich, lub odwrotnie – kiedy to środowisko akademickie zaczęło przywłaszczać sobie okultyzm, Internet stał się częścią mainstreamu. Podczas gdy okultystyczne środowiska akademickie pozostają zobowiązane wobec pewnych elementów mechanizmu reakcjonistycznego, takich jak prestiż czy pieniądze, Internet przełamuje monopolizację wiedzy, umożliwiając swoistemu, taniemu postmodernizmowi nieskrępowany napływ na salony. Jednak wartość wiedzy i sztuki, którą od czasu Marcela Duchampa i Josepha Beuysa (i według nich) można znaleźć wszędzie, również uległy transformacji. W kwestii sztuki instalacje, performance i ich lokalizacje (galerie, muzea) zastąpiły niegdysiejszą tradycję oryginału, z drugiej jednak strony – Internet każdego przeistacza w eksperta, przekazując wiedzę powielaną ad infinitum. Otwiera się nowa, kulturowo-technologiczna przepaść, która tylko z pozoru pozwala rozróżnić rzeczy poważne od tych podejrzanych. Wszystko, co zostało wydrukowane na papierze bierze się za wiarygodne, podczas gdy to, co ukazuje się na ekranie, z góry uważa się za fałszywe. Środowisko akademickie znajduje się pod presją, a encyklopedie powstałe w powiązanych kręgach okultystycznych środowisk akademickich rozprzestrzeniają się w coraz szybszym tempie. W ten sposób rodzą się intelektualny zastój, radykalny konserwatyzm i niecierpliwość, a otwartość i pytania zastępowane są przez szablony: okultystyczny egocentryzm. Polecam również „The Play Game Version of an O.T.O.-Fata Morgana” mojego autorstwa (https://www.parareligion.ch/2011/playgame.htm).